Bezpieczeństwo psa
Kamizelka kewlarowa-za i przeciw
Temat nie jest nowy. Mamy przewodników, którzy w ostatnich latach zdecydowali się na uszycie dla swojego gończego kamizelki z kewlaru na wymiar. Ma ona zabezpieczyć psy przed atakami ze strony dzików. Czy jest to dobry pomysł, czy nie? Próbujmy się sprawie przyjrzeć bliżej.
Każdy podkładacz jadąc na polowanie musi się liczyć z utratą psa. Nie ma możliwości dania stuprocentowej gwarancji, że pies powróci cały i zdrowy. Niestety. Dzik może być mocny, agresywny i będzie parł do bezpośredniego kontaktu z psem szukając sposobności na skuteczne cięcie. Zwłaszcza ranny dzik, który ma jeszcze zdolności do zaatakowania będzie tego próbował. Ale dobrze wyszkolony, myślący pies potrafi odpowiednio się wówczas zachować. Nie znaczy to, że każde spotkanie z dzikami muszą się kończyć dla psów ranami, śmiercią. Zazwyczaj dziki będą próbować uchodzić i tak bywa najczęściej. Nie mniej ryzyka nie można wykluczyć. Dlatego tak ważne jest aby do łowisk trafiały najlepsze psy. W mojej opinii to takie, które mają pasję, są psychicznie mocne, inteligentne i dobrze oceniają sytuację w trakcie polowania, zwłaszcza w momencie zetknięcia się z ostrym dzikiem. Nikt z przewodników nie ma wątpliwości, że pies bez pasji nie nadaje się do łowiska. Ciekawe, że niektórzy nie dostrzegają problemu z psem, który ma silną pasję (czasami celowo jeszcze rozbudzaną), ale nie potrafi prawidłowo pracować przy dziku. Dlatego tak ważne jest prawidłowe szkolenie, praca nad psem zwłaszcza kiedy jest młody. Polowanie z gończymi polskimi nie może przypominać jatki, gdzie przekraczane są regulaminy, a przewodnik jest na bakier z etyką łowiecką.
Jakie najczęściej słyszymy argumenty ze strony przewodnika, który wykorzystuje kamizelkę kewlarową?
Oto one:
1.Niemal pełna ochrona psa przed atakami dzików.
2.Kamizelka jest lekka i nie obciąża psa.
3.Kamizelka jest szyta na miarę i nie krępuje ruchów psa.
4.Inne rasy myśliwskie też pracują w kewlarach.
Zanim polemicznie wypowiem się do powyższych punktów chciałbym przypomnieć znaną wszystkim przewodnikom charakterystykę pracy gończego przy dziku. Gończy, jako, że jest psem średniego wzrostu powinien utrzymywać bezpieczny dystans od dzika. Jest to odległość kilku metrów, które utrudniają, uniemożliwiają skuteczne zaatakowanie psa. Atutem gp jest zręczność w pracy przy dzikach. Tę opinię podzielają nie tylko przewodnicy. Ta charakterystyka jest opisywana punktacją na konkursach dzikarzy organizowanych przez PZŁ. Warto się powołać również na opis pracy gończego polskiego, pułkownika Józefa Pawłusiewicz którą zawarł w swej książce „Z dna jeziora” zdania: „…psy ostrożnie oszczekują , nie zbliżając się zbytnio do rozjuszonych dzików. Spokojnie podnosisz broń do oka, chwytasz na muszkę najgrubszą sztukę, lokując z jej lufy gwintowej kulę za ucho”.
Dzik jest zwierzęciem bardzo szybkim, a cięcia może zadać tak błyskawicznie, że nawet czasami przewodnik, choć blisko psa, może nie zauważyć momentu cięcia szablą. Psy z natury rzeczy są zwierzętami bardzo dobrze znającymi swoje fizyczne ograniczenia. Zachowania dostosowują do osobniczych możliwości przeciwnika. Można powiedzieć, że ta zręczność w atakowaniu dzika, pasja i inteligencja zbudowała gończemu polskiemu w łowisku dobrą renomę. Pamiętajmy, że na zbiorówkach nie pies, czy jego przewodnik ma próbować pozbawić życia dzika, lecz myśliwy na linii. Inne zachowania łamią regulamin polowań w i mogą przyczynić się do nienajlepszej opinii o nas podkładaczach. Strzał łaski zostawmy myśliwym.
Kamizelka kewlarowa nie ma możliwości całkowitej, czy niemal całkowitej ochrony naszych gończych od cięć, zwłaszcza uderzeń zadawanych przez dziki. Poprawia bezpieczeństwo, ale paradoksalnie jednocześnie je do pewnego stopnia pogarsza. Staje się lekarstwem na chorobę, którą sama w jakimś stopniu wywołuje. Kamizelka zawsze będzie w jakimś stopniu krępowała ruch psa ponieważ opina jego ciało i to te jego części które w sposób oczywisty odpowiadają za motorykę. Nawet jeśli czyni to w nieznacznym stopniu wpływa na jego gibkość, zwrotność. Nie jest elementem naturalnym i nie będzie bez znaczenia dla ruchliwości psa. Warto tu podeprzeć się analogią ze świata ludzkiego: im bardziej opancerzony był rycerz tym jego ruchliwość na polu walki mniejsza. Najlepszą obroną gp przed atakami dzików powinna być prawidłowa praca gp przy dziku bez dodatkowego skrępowania.
Ciężar kewlarowej kamizelki (ok. 0,5 kg-po nasiąknięciu wodą waga wzrasta, choć ponoć nieznacznie) dodatkowo pogarsza sprawę. Ten sam pies bez kamizelki kewlarowej będzie z pewnością sprawniejszy motorycznie od psa „uzbrojonego”. Dotyczy to zwłaszcza psa zmęczonego. Czasami mamy okazję w internecie zobaczyć „dowody” na skuteczność omawianego zabezpieczenia. Są to zdjęcia z dziurami, cięciami na kewlarze po ataku dzików. Czy aby z całą pewnością mówią nam o realnej ochronie psów? A może są to trafienia z powodu założenia kamizelki, która utrudnia odskoczenie psu. Albo są rezultatem zbyt bliskiej pracy psów, która jest wynikiem faktu, że pies w kewlarze pracuje ofensywniej i doprowadza do zwarcia z dzikiem (pies wie, że może sobie na więcej pozwolić).
Uzasadnione jest pytanie, czy ubrany w kamizelkę gończy polski więcej nie traci niż zyskuje. Jeżeli ruchliwość jest tak ważna, to czy nie jest błędem zakładanie omawianych kamizelek? Zwolennik kawlarów wskazuje na fakt, że podobnie poluje się w innych krajach. Ale nie wskazuje jakimi rasami. Są to rasy myśliwskie (ale też często psy nierasowe), które mają inny styl pracy i tam zabezpieczenia mogą być uzasadnione, bo od tych ras oczekuje się pełnego zwarcia , a często dosłownie pracy na dziku.
Chciałbym zwrócić uwagę, że niektórzy przewodnicy zachwalali kamizelki już 2, 3 lata temu. Miała być również idealnym rozwiązaniem. Dziś okazuje się, że stare modele nie były tak świetne i miały swoje wady. Czy za kilka lat nie usłyszymy podobnych opinii o dzisiejszych, „idealnych” już kamizelkach?
Dlaczego jednak niektórzy przewodnicy zakładają swoim psom kamizelki? Powodów może być kilka. Na pewno są przeświadczeni o realnej ochronie. Zmiana w charakterystyce pracy psa (ostrzejsza praca, podejmowanie ryzyka) nie jest przeszkodą, a wręcz uważają ją za zaletę (ale może lepiej wówczas zastanowić się nad wyborem innej rasy?). Niektórzy twierdzą wręcz, że pies w kewlarze lepiej pracuje, a więc jest skuteczniejszym i bardziej przydatnym psem. Ale przecież nie kewlar decyduje o jakości pracy psa, zwłaszcza takiego jakim jest gończy polski.
Bywa też tak, że kewlar zakłada się psom, które są używane w wielu polowań zbiorowych z dużą ilością dzików w łowiskach. Takie polowania są one zakontraktowane i dla przewodnika ważne jest aby móc się wywiązać z zobowiązań. Kamizelki kewlarowe mają w tym pomóc. To chyba jedyny argument, który do pewnego stopnia do mnie przemawia. Zrozumiałe jest, że mocno polujący pies, zwłaszcza w bogatych w dzika miotach jest w większym stopniu narażany na skuteczne ataki. Przewodnik, który nie dysponuje większa ilością gończych, które mógłby wymieniać w momencie zranienia jednego z psów ma możliwość w jakimś stopniu zabezpieczyć psa z którym poluje. Jednocześnie musi się zgodzić na zmianę charakterystki pracy psa i już do końca pies będzie musiał polować w kamizelce kewlarowej.
Czy jednak kewlar może chronić psa przed skutecznymi atakami dzików? Tak, ale zwłaszcza te psy, które mają poważny kłopot z prawidłową pracą przy dziku. Może to być pies z bardzo dużą pasją, ale który źle został przygotowany do pracy w łowisku lub pies, który zwyczajnie nie myśli. Dobrze, prawidłowo pracujący gończy polski da sobie radę bez kewlaru.
Ostatecznie o założeniu kamizelki kewlarowej decyduje właściciel psa. Niech każdy ma wybór.
Darz Bór
Marek Kałka
Niech ten artykuł będzie początkiem polemiki.
Oznaczenie psa do pracy w miocie
Wiadomo, że gończy polski ma czarną sierść (prawie całkowicie nie licząc podpalań) przez to jest niestety mylony z dzikiem szczególnie w gęstym podszyciu czy młodniku – jak się to może skończyć niestety wiadomo. Żeby tego uniknąć stosujmy odpowiedni „ubiór” czyli kamizelki, pół – kamizelki czy też wstążki w kolorach jaskrawych (dzwonki to pewnie już macie ). Niewiele to kosztuje, a może uratować psu życie. Na kamizelkach napiszmy numer telefonu. Często pomaga też napis „Nagroda”. Tak oznaczony pies przyciąga uwagę.
Ja często poluję w pobliżu granicy państw i dodaję polski numer kierunkowy +48 oraz napis PL (choć zdarza się niestety, że obcokrajowcy takie psy to lubią „zatrzymać”).
Niektórzy przewodnicy boją się, że pies może się zahaczyć o korzeń, patyk, dlatego kamizelka powinna być tak uszyta, żeby pies po bardzo intensywnym ruchu mógł się uwolnić. Tasiemki z kolei powinny być naszyte na gumę – obecnie na rynku produkuje je firma JAGUL – polecam. Ale tak naprawdę psy zahaczają się sporadycznie – gdy już się to stanie w najgorszym razie do 6 dni wyją – najintensywniej nad ranem…
Edward Hałdysz
Dzwonki - element bezpieczeństwa psa w czasie polowania
Bezpieczeństwo naszych psów, obok bezpieczeństwa uczestników polowania powinno być priorytetem w trakcie polowań zbiorowych. Podkładając psy
w czasie zbiorówek bardzo często słyszę: „już miałem strzelać do dzika - widzę czarny bok zwierzyny, ale nie wiedziałem czy to dzik, czy pies”. Chwalę takiego myśliwego, którego było stać na odpuszczenie sobie strzału. Czasami bywa jednak inaczej.
Będąc na konkursie dzikarzy w 2008 roku w Nógrad na Węgrzech zauważyłem, że jeden pies pracuje z dzwonkiem na szyi.
Pies pracował słabo myślałem więc, że ten dzwonek „pracuje” za niego, wypłaszając dzika. Ale jak się później okazało, moje myślenie było błędne. Sześć lat myślałem o tym dzwonku…
Będąc w tym roku na konkursie dzikarzy w okolicach Grenoble we Francji widziałem, że wszystkie psy pracują z dzwonkami!
Na konkursie wylosowałem numer 5 ale wszedłem z numerami poprzedzającymi, aby zorientować jak się zachować, co robić i zobaczyć jak pracują psy Francuzów. Zagroda ta miała
25 hektarów, była niemal całkowicie zakrzaczona - psów w tych chaszczach zupełnie nie było widać, tylko dźwięk dzwonków wskazywał na miejsce ich pracy. Dziki słysząc dzwonki czuły większą presję i obawiając się psów dały się łatwiej wypchnąć.
Kiedy mój przyjaciel Andre Jacquin będąc w domu zadzwoni wyżej wymienionymi dzwonkami, to psy w kojcach zaczynają natychmiast grać - kojarzą ten dźwięk z polowaniem.
Na polowaniu zbiorowym w młodnikach i gęsto zarośniętym miocie taki dzwonek może uratować psu życie, ponieważ myśliwy słyszy dźwięk dzwonka, dzięki czemu może odróżnić psa od zwierzyny i gdy trzeba, powstrzymać się od strzału.
W naszym kraju ten zwyczaj jest niemal niespotykany, a warto go wprowadzić. Jak widać jest wiele argumentów za.
Dążmy do zwiększenia bezpieczeństwa naszych psów. Być może spotkamy się z oporem niektórych nemrodów. Myślę jednak, że dobre zmiany są pożądane i celowe.
Dasz Bór!
Edward Hałdysz
GPS dla psa myśliwskiego
CZY WARTO KUPIĆ GARMINA?
Parę lat temu przyjechał do mnie szwedzki myśliwy po psa i pokazał mi urządzenie do śledzenia psów w czasie polowania – GARMIN. To było cudo – wszystko było widać jak na dłoni – odległość, dystans, kierunek, prędkość i wiele innych parametrów. Spytałem chłopa „Ile to kosztuje?” – „1000€” usłyszałem. Stwierdziłem wtedy, że to bardzo drogo, a Iwan natychmiast odpowiedział – „A wiesz ile kosztuje zakup, wyżywienie, opieka weterynaryjna i wyszkolenie psa do wieku dorosłego?”. Jak to kiedyś policzyłem z prezesem to kilka razy więcej niż wartość urządzenia.
Przed rozpoczęciem sezonu łowieckiego 2013/14 przymierzałem się do zakupu Garmina Astro 320 z obrożą DC50. Ale jak się ma hardą żonę góralkę (tak dla zmyłki ma słodkie imię Ilonka), to nie takie łatwe. Na jednej z ostatnich zbiorówek podkładałem w „moim” kole Słonka – Jaworzno w Rycerce Górnej, w wybornej kompanii. Zaczęliśmy od „Zbójnicoka” – dużego, ciężkiego miotu na stokach Jaworzyny. W miocie były jelenie, a psy pracowały wybornie. Mimo to strzału nie było – no bo jak obstawić tak duży miot w 12 strzelb. Następnie pędziliśmy tzw. „Górne Piekiełko” na wysokości 900m n.p.m–miot długi do 1km, szeroki od 100 do 800m – po warstwicy. Początek „łatwy” – potem to już tylko gorzej. Spotkaliśmy jelenie, które pognały w dół miotu, gdzie niestety nie było obstawionych stanowisk. Moja suka Gawra jeszcze nie wróciła, gdy Bruno zaczął głosić coś niepewnie w młodniku niżej. Kiedy podchodziłem do zagajnika, pies wycisnął dziki na dwie strony i pognał za pojedynkiem w dół miotu. Po dłuższej chwili Bruno wrócił i ruszyliśmy dalej do przodu. Nie minęło kilka minut, kiedy usłyszałem jak Bruno znów zaczął głosić – tym razem jednak jakoś „dziwnie”. Nie miałem daleko – jakieś 50m, ale terem bardzo utrudniał dojście – strome zbocze, nad źródłem „Niedźwiedziego Potoku”, w gęstym młodniku po trzebieży wczesnej. Gawra dołączyła i zaczęła grać, doszedłem na parę metrów, gdy nagle zakotłowało się. Coś szarego mignęło mi w gęstwinie, po czym psy zaczęły cisnąć zwierza w górę stoku, w stronę linii myśliwych, w kierunku polsko- słowackiej granicy na Kikuli. Gawra i Bruno oddalały się, granie było coraz słabsze. Strzałów brak. Po chwili suka wróciła sama, dziwnie wystraszona. Skończyliśmy miot. Pytałem myśliwych czy coś widzieli. Kolega mówił, że psy przeszły obok niego na 20m głosząc, ale nie widział ich dokładnie, ponieważ przyszła gęsta mgła. Psy były dobrze oznakowane – miały kamizelki i dzwonki na szyi. Czekaliśmy na Bruna. Dziwne mi się to wydawało, że nie wracał – przecież przez 1,5 sezonu nigdy się nie zgubił…
Co się naszukałem to nie będę pisać, bo papieru braknie. Po dwóch dniach nasypało śniegu. Kolega Staszek objeździł swoim skuterem całą okolicę i widział tylko wilcze ślady. Zadzwoniłem do miejscowego leśniczego i opowiedziałem całą historię. „Oszalałeś tam psy puszczać?! Tam wilki ciągle siedzą!!!” – usłyszałem.
Po tym zdarzeniu zaraz kupiłem Garmina Astro z obrożą DC50 i ubiegły sezon dokończyłem szczęśliwie. Garmin nie zagwarantuje Wam bezpieczeństwa psa na polowaniu, ale daje spokój ducha, (że jak co, to jest szansa na pomoc) że nawet w najgorszej sytuacji istnieje szansa na pomoc. Parametry techniczne znajdziecie na stronie www.garmin.com. Co do zasięgu – u mnie w górach zasięg można utracić po 200-300m, gdy pies jest za grzbietem góry, jednak na szczycie łapiemy go ponownie. W czasie polowania na nizinach w grubym lesie, gęstym podszycie z jasnym i gęstym poszyciu zasięg traci się czasami chwilowo. Na wyświetlaczu w opcji DOG widać w jakiej odległości i kierunku od nas znajduje się pies oraz czy jest w ruchu, czy też zagania zwierza (zatrzymuje się). W opcji MAPA widać pozycję psa. Na mapie mamy zaznaczone wszystkie drogi, poziomice, rzeki, pola i nazwy miejscowości.
Często podkładam psy w nieznanym terenie. Przed pędzeniem pokazuję prowadzącemu polowanie mapę i pytam o obszar miotu i wszystko wiem. Garmin jest też przydatny przy dochodzeniu postrzałków, szczególnie w trudnym terenie górskim, w pobliżu rzek oraz w czasie silnego wiatru – gdy psa nie słychać jak głosi zwierza. W tym sezonie dzięki Astro 320 uratowałem 2 postrzelone sztuki.
Na jednym z polowań, w jednym z miotów napotkaliśmy dziki. Padło wtedy kilka strzałów, ale same pudła. Po skończeniu pędzenia czekaliśmy na psy, które jednak długo nie wracały. Na ekranie Garmina psy były w odległości 700m ode mnie, dystans się zmieniał +/- 30m. Po pół godzinie wróciły. Uznałem z kolegą Marcinem, że warto to sprawdzić. Na miejscu dostrzeliliśmy 35kg dzika. Koledzy myśliwi nie mogli się nadziwić. Jedno jest pewne, że gdyby nie Garmin zwierz długo by się męczył.
Astro doskonale przydaje się również do szkolenia psów do pracy na farbie jako oznajmiacze.
Koledzy i Koleżanki polecam zakup Astro 320 (i obroży DC50) lub też wersji Alfa z opcją teletaktu.
Góral - Edward Hałdysz – HEJ!
Antena teleskopowa GARMIN
Obecnie poluję w 90% na terenie Żywiecczyzny w okolicznych 6-8 kołach w sezonie, w terenie bardzo trudnym na wysokości od 400 do 1300m n.p.m. Beskidy charakteryzują się głębokimi dolinami oraz wysokimi i stromymi grzbietami górskimi, poprzecinanymi szerokimi jarami. W okresie zimowym teren pokryty jest grubą warstwą śniegu, panuje wysoka wilgotność powietrza, a co za tym idzie często występuje mgła lub zalega podstawa chmur.
W takim terenie nierzadko zdarza mi się utracić łączność z psami – pracuję na urządzeniu Astro 320 z obrożami DC50 i T5. Jeśli jestem z jednej strony grzbietu, a psy z drugiej, to wystarczy 200-300 metrów i zasięg zanika. Zdarza się to również w gęstym młodniku czy też w grubym lesie, w którym zalega spora warstwa śniegu. Żeby temu zaradzić zakupiłem antenę teleskopową firmy GARMIN.
Po raz pierwszy miałem okazję polować z pomocą tej anteny w bardzo fajnym kole łowieckim „Knieja” Cięcina, w łowisku Bystra, na północnych stokach Słowianki. W 2 miocie moja suka Gawra wypędziła chmarę jeleni na drugą stronę grzbietu, w kierunku Sopotni Małej. Po mniej więcej 500 metrach zasięg się zgubił. Z plecaka wyciągnąłem mój nowy nabytek – antenę teleskopową i wkręciłem ją do urządzenia (odbiornika), co pozwoliło mi na złapanie zasięgu na dystansie 1200 metrów. Pies w tym momencie znajdował się 300 metrów poniżej grzbietu w dolinie, po drugiej strony góry. Byłem zadowolony, bo antena spełniła swoje zadanie, z bardzo dobrym skutkiem. Pamiętajcie jednak, że cudów nie ma – to tylko elektronika. Nie da się jednak ukryć, że jest ona nieoceniona w sytuacjach zagubienia psa, dochodzenia postrzałka czy podczas codziennego szkolenia.