Artykuły (5)
Sarna nie jest żoną jelenia - Piotr Jelonkiewicz
Boży akt stworzenia najpełniej widać na podstawie praw rządzących przyrodą. Ludzie, którzy tą przyrodę rozumieją, czy to poprzez obserwację, nabytą wiedzą, w wyniku praktycznego doświadczenia czy w wyniku współuczestnictwa, mają tym samym wgląd w te prawa. Tego rodzaju wgląd owocuje świadomością oraz intuicyjną umiejętnością wyczuwania prawa naturalnego. Zagłębiając się w misterium natury dotykają prawdy, przez co stają się zaimpregnowani i odporni na wszelkiej maści inżynierię społeczną, która jako przeciwieństwo prawdy jest zwykłym fałszem. Postęp technologiczny spowodował alienację człowieka od świata przyrody. Materializm, atomizacja społeczna wynikająca z życia w społeczeństwie hołdującemu zasadom liberalnej demokracji niosą za sobą pustkę. Młody mężczyzna zamiast uczyć się od ojca męskich zajęć jest pogrążony w wirtualnym, nie rzeczywistym świecie elektronicznych gadżetów, mediów społecznościowych i gier komputerowych. Jego ojciec nie ma dla niego czasu, bo pracuje i daje z siebie wszystko, żeby zarobić na nowszy samochód, jeszcze większy telewizor, komputer i dziesiątki innych często niepotrzebnych przedmiotów. W ten sposób obydwoje pozbawiają się potrzeby wspólnego działania, pracy fizycznej czy bycia razem na łonie przyrody. Ten obraz jest tylko jednym z wielu ilustrujących brak praktycznego uczestnictwa w życiu realnym. W szkole młody człowiek dowiaduje się wszystkiego na temat podziału komórek, pierwotniaków i ameb a jednocześnie nie potrafi wymienić rodzimych gatunków zwierząt. To wszystko rodzi wielki wewnętrzny deficyt, a ponieważ „natura nie znosi pustki” (znów prawo naturalne), dorastający młody człowiek, bezbronny z brakiem fundamentów i wsparcia, z brakiem wiedzy staje się podatnym gruntem i ofiarą wszelkiej maści nowoczesnych ideologii, które przyjmuje jak prawdę objawioną. W ten sposób staje się zwolennikiem fałszywego ekologizmu i wielu innych błędnych i oderwanych od rzeczywistości teorii – od socjalizmu, demokratyzmu do ideologii promujących wszelkiej maści zboczenia. Wystarczy jednak niewiele, mały promyczek nadziei by przebudzić człowieka z tego marazmu. Wystarczy chwila tłumaczenia współuczestnictwa, by ten człowiek zaczął wracać „na właściwy tor”. Dzieje się tak dlatego, że w każdym z nas tkwi wewnętrzny głód prawdy. Trudno dzisiaj zmienić przyzwyczajenia społeczne, czy cofnąć postęp technologiczny. Na te zjawiska mamy mały wpływ. Jeżeli jednak chodzi o edukację, to jeszcze nie wszystko stracone. Jest kilka sposobów zbliżenia się do przyrody. Obserwacja – najmniej efektywny (patrzymy z boku), wiedza teoretyczna - przekazana komuś kto ma na tyle uczciwości intelektualnej by ją przyjąć i wyciągnąć z niej wnioski. Jeszcze lepszym sposobem jest doświadczenie – czyli bycie w świecie przyrody. Najpełniejszym jednak sposobem, sposobem który rodzi prawdziwa miłość do natury i właściwe rozumienie ekologii jest współuczestnictwo – czyli łowiectwo. Jest ono nie tyle doświadczeniem bezpośrednim ale prawdziwą interakcją a więc przeciwieństwem alienacji i w ten sposób zbliża nas do Prawdy.
Piotr Jelonkiewicz
Praktyczne aspekty pracy z psem - Marcin Jaros
Poniżej zamieszczamy przemyślenia naszego kolegi Marcina Jarosa dotyczące jego doświadczeń związanych z pracą przy poszukiwaniu postrzałków. Jednocześnie zachęcamy inne osoby do zamieszczania swoich przemyśleń dotyczących ogólnie pojętego tematu pracy psa w łowisku.
Pomoc drugiego psa w poszukiwaniu postrzałków
Podczas poszukiwania rannej zwierzyny musimy wykazać się samodyscypliną i zawziętością w dążeniu do celu, jakim jest podniesienie szukanej sztuki zwierza. Podczas poszukiwania musimy podjąć wszystkie dostępne środki, żeby praca była efektywna i znacząco skracała czas płynący od zranienia do dostrzelenia sztuki.
W ubiegłym roku na jednym z polowań pełniłem dwie funkcje: podkładałem w miocie gończego polskiego o imieniu Konari jednocześnie dyżurowałem jako pogotowie postrzałkowe z posokowcem hanowerskim Avarem. W połowie polowania zostałem poproszony o sprawdzenie strzału i w razie potrzeby poszukiwanie postrzałka. Po zebraniu wszystkich niezbędnych informacji praca dobrze się zapowiadała z tym, że zostałem w lesie sam z dwoma psami. Z racji tego, że oba psy mają odmienny charakter isposób pracy, a miałem do wykonania powierzone zadanie, postanowiłem rozpocząć poszukiwania na dwa psy. Avarem na otoku a Konarem jako wsparcie idące „przy nodze”. Doświadczenie podpowiadało mi, że nie mogę odłożyć Konara na początku pracy, gdyż powrót po niego mógłby być utrudniony. Ku mojemu zaskoczeniu współpraca układała się dobrze i łania jelenia, choć już zgasła, została podniesiona. Cała sytuacja pokazała mi nowe możliwości poszukiwania postrzałków. Jeszcze w tym samym dniu miałem okazję przekonać się co do słuszności moich wniosków podnosząc kolejne postrzałki, obserwując gon i stanowienie dwóch psów. Zauważyć można fakt,że reakcja Konara na uchodzącego postrzałka jest zdecydowanie szybsza niż nawet najszybsze odpięcie otoku posokowcowi, co w rzeczy samej skraca czas pracy a tym samym skraca znacząco cierpienia zwierzyny. Postanowiłem rozwinąć i udoskonalić współpracę tych tak różnych psów. Już w krótkim czasie udowodniły, że współpracując skracają gon jednocześnie poprawiając stanowienie.
Analizując zagrożenie jakie czyha na nas w łowisku podczas poszukiwania postrzałków wnioskować można, że drugi dobrze ułożony i opolowany pies poprawia nasze bezpieczeństwo. Warunek jest być jeden: pies ten nie może chodzić na uwięzi, gdyż w momencie szarży nie ma czasu na odpinanie psa ze smyczy a my musimy skupić się na swoim bezpieczeństwie i dostrzeleniu zwierza.
Kontrowersyjne jest sprawdzenie strzału w nocy podczas którego drugi opolowany pies potrafi zabezpieczyć przewodnika i posokowca przed bezpośrednim atakiem. Osobiście preferuję poszukiwanie w dzień, lecz zdarzają się sytuacje, kiedy wskazane jest poszukiwanie w nocy, a z wywiadu i rozpoznania zestrzału wynika, że sztuka powinna zalec gdzieś niedaleko.
Podczas podejmowania decyzji co do sposobu wykonywania poszukiwania postrzałków musimy zastanowić się nad konsekwencjami swoich decyzji. Mianowicie należy się zastanowić czy praca z dwoma psami nie wpłynie negatywnie na sposób pracy samego posokowca w momencie, gdy nie będzie miał wsparcia doświadczonego gończego.
Decyzja o sposobie pracy w łowisku należy do przewodnika.
Darz bór!
MJ
Polowanie zbiorowe - Arkadiusz Płotka
Polowanie zbiorowe z profesjonalnie przygotowanymi psami
Od kilku lat podkładam psy na polowaniach zbiorowych, w różnych kołach łowieckich na terenie całego kraju. Polowanie ze specjalnie do tego ułożonymi psami-dzikarzami jest elementem bez którego praktycznie nie może odbyć się żadna „dewizówka” w Polsce.
Koła łowieckie, które nie organizują polowań dewizowych coraz chętniej zapraszają podkładaczy z psami specjalnie przygotowanymi do polowań na dziki.
Większość kół które zapraszają psy doceniają i wiedzą w jaki sposób organizować i prowadzić polowanie z psami. Część jednak ma obawy, ponieważ nie mają pojęcia czego właściwie spodziewać się po gościu który przyjeżdża z psami nie wiadomo skąd. Nie wiedzą w jaki sposób nie tanią przecież przyjemność zaproszenia podkładaczy i ich psów maksymalnie wykorzystać. Nie mają doświadczenia z polowania z psami - nigdy nie widzieli pracy psów w łowisku.
W kilku zdaniach przybliżę czego można spodziewać się zapraszając podkładacza z psami oraz jak najbardziej efektywnie wykorzystać psy i podkładacza. Rozprawię się też z kilkoma mitami - błędnymi przekonaniami na temat polowania z psami na dziki.
Psy, które są specjalnie układane do polowań na dziki wiedzą czego od nich się wymaga - mają wejść do miotu, znaleźć dziki, wypchnąć w gonie na linię zatrzymać postrzałki. Wrócić do miotu aby znaleźć pozostałe dziki i na końcu pędzenia jak najszybciej wrócić na linię gdzie znajduje się ich przewodnik. Dla psów tzw. miotowych dzikarzy polowanie to wykonanie konkretnej pracy, a nie spacer po lesie i oszczekanie przypadkowych dzików.
Profesjonalna ekipa podkładaczy posiada psy rasowe, odrobaczone i odpchlone, psy posiadają certyfikaty pracy. Zawsze warto spytać który dzień z kolei psy pracują aby być pewnym że przyjechały psy do pracy a nie po pracy, dla których kolejne polowanie to katorga a nie przyjemność. Profesjonaliści posiadają systemy nawigacji które ułatwią prowadzenie polowania. Tak w kilku słowach można opisać pracę dzikarzy i oczekiwania wobec podkładaczy. Nie ma to nic wspólnego z wyobrażeniami, mitami, w które wierzymy i przenosimy z pokolenia na pokolenie myśliwych, a które zawsze mnie rozbawiają, powodują że oczekiwania względem psów nie mogą zostać spełnione, niekiedy z prozaicznych powodów.
Zapraszając podkładacza z psami możesz być pewny że jeśli posiada on profesjonalny team dzikarzy będą one pracowały na bardzo dobry efekt w postaci bogatego pokotu i nie będą się bały dzików. To w sumie tak mało, a jednocześnie wszystko. Błędne przekonanie dotyczące polowań z psami wynikają z kilku mitów. Są one przekazywane z pokolenia na pokolenie myśliwskiej braci. Oto kilka z nich:
Mit 1. Nie mamy dzików trzeba zamówić psy!
Jeśli w łowisku jest mało dzików, to nawet najlepsze dzikarze i profesjonalna ekipa nie pomoże. Psy nie wyczarują dzików. W takim przypadku potrzeba nie psów, a innego podejścia do gospodarki łowieckiej. Przyzwyczaiłem się jednak do tego że jeśli nie ma dzików winne są psy tak było i pewnie długo będzie.
Mit 2. Są psy, zapłaciliśmy więc teraz weźmiemy bagna i jeziora bo są psy!
Często spotykam się z opiniami, że jak są psy, to teraz możemy brać bagna w których woda jest do pasa. Nie może tam przejść naganka, ale są psy one sobie poradzą. One popłyną i wyciągną dziki same, a przewodnik może iść ze dwa kilometry od nich. Tak się nie da.
Psy zwiększają efekt polowania, dodają adrenaliny na linii, powodują że polowanie i pokoty są ciekawsze i większe. Ale psy nie są supermenami, to żywe stworzenia i pamiętajmy, że dobre psy pracują dla przewodnika i z nim. Człowiek, przewodnik musi mieć również szansę wejść w teren gdzie mają zalegać dziki.
Mit 3. „Misiek kundelek to był dzikarz, że ho ho”.
Podchodził do miotu wciągał powietrze (nawet jak wiatr był do miotu:-) i już wiedział nie ma dzików. Można było nie wchodzić po prostu. Nie pies tylko telepata. Słyszałem o takich psach, nigdy niestety mimo kilkuset polowań na których byłem nie dane było mi ich zobaczyć. Rzeczony Misiek polował ostatni raz w 75-ym roku - ,,......bo takich psów teraz nie ma....' . Tym razem został w domu, a właściciel nie chciał robić psom podkładacza wstydu. Ta opowieść co ciekawe pojawia w większości kół w Polsce zawsze jest taka sama, czasami tylko zmienia się imię ,,nadpsa,,. Dobry dzikarz oczywiście przy sprzyjającym wietrze tzn. zawsze od miotu, zwietrzy blisko leżącą zwierzynę, da o tym znać naprężając smycz i to wszystko. Aby wiedzieć, że w miocie nie ma dzików pies dzikarz musi przepracować miot.
Mit 4. Dobry dzikarz sarny nie pogoni!
Po prostu jak sarna mu pryśnie spod nóg przy braku dzików w miocie on tylko odprowadzi ją przeciągłym wzrokiem. Spojrzy znacząco na właściciela i jak zamurowany zlekceważy tę niewartą gonu zwierzynę. To kolejny mit :-) . Ostatnio obserwowałem moją sukę która wychowywała liczny miot w drugim tygodniu wychowu nie zdążyła w trakcie porannej toalety zjeść, niepomny instynktu zawołałem ją ostro aby przyszła do mnie od szczeniąt. Nie przyszła. Instynkt wziął górę. I tak jest z psami z pasją, moje psy jeśli szybciej trafią na sarnę mogą ją pogonić, bo mają pasję. Jednak robią to na krótkim dystansie-jeśli mają do wyboru dziki czy sarnę, zawsze wybiorą dziki. Dodatkowo warto przytoczyć jeszcze dwie ciekawe sytuacje. Jeśli jestem na polowaniu zbiorowym na którym nie ma dzików w miotach, to po np. 4 pustym miocie moje psy gotowe są gonić nornice i wiewiórki po drzewach ponieważ cały dzień ich pasja nie ma ujścia i „para idzie w gwizdek”. Wtedy nie dziwie się, że podejmują pracę na sarnie. I drugi przykład jeśli jest polowanie zbiorowe na którym poluje się również na sarny, gdzie często psy dochodzą ranne sarny, sarny farbują moje psy będą polować również na sarny- dlaczego? Bo pies poluje na to co i my. Tak jest wyszkolony, tak funkcjonuje. Nie da się na polowaniu na którym pada do np. 10 saren aby psy je lekceważyły. Co ciekawe niejednokrotnie bałem się co będzie na następnym polowaniu, czy moje psy znowu wybiorą dziki? Ale zawsze jeśli na następnym polowaniu polowano na dziki, psy zawsze wybierały tę zwierzynę. I jeszcze jedno. Zawsze na polowaniu mam ze sobą również młode psy. One też będąc w pierwszym polu często potrafią gonić kozę, ale jeśli którykolwiek z myśliwych zwraca mi uwagę pytam: Czy w kojcu mam go nauczyć bycia dzikarzem? Dlatego na polowaniu proszę o wyrozumiałość dla młodych psów. Tak długo jak nie ,,rozwalają' polowania (a przy innych doświadczonych psach jest tego małe prawdopodobieństwo) mogą gonić kozy za którymś razem zrozumieją że nie warto... Ale mówię to i piszę jako przewodnik praktyk, nie jako myśliwy który ma błędne przekonanie utrwalone przez mity ,,dobry dzikarz zlekceważy sarnę zawsze'
Mit 5 GPS wszechmogący.
Istnieją przekonania że GPS na psie rozwiąże wszystkie problemy. Zatrzyma psy, odwoła psy, uwiąże psy na trasie itd. Kiedyś jakiś myśliwy słysząc ode mnie, że widać na GPSie jak moje psy coś trzymają spytał mnie jak duży jest dzik. Mimo zdziwienia odpowiedziałem bez namysłu z przekorą że ten dzik ma...... 54 i pół kilo ma:-))))
GPS to po prostu lokalizator psów . Nic więcej dzięki niemu nie wiem. Pokazuje gdzie jest pies i ew. w dużym uproszczeniu widać co robi, tj. stoi, stanowi, szarpie ale powtarzam w dużym uproszczeniu.
Mit 6 Pies dobry na wszystko 24 h na dobę.
Często przyjeżdżając z psami na zbiorówki mamy do czynienia z dużą ilością postrzałków. W trakcie polowania przybiega prowadzący polowanie lub pomoc i woła ,,.......dawaj psa trzeba poszukać postrzałka'. Jaki jest jego zdziwienie gdy odpowiadam mu że moje psy nie znajdą postrzałka lub mam do nich w tym temacie ograniczone zaufanie, bo są po długim polowaniu. A w sumie to dzikarze, nie tropowce. U wielu myśliwych pokutuje przekonanie, że jak jest pies myśliwski to aportuje ptaki, jest tropowcem, dzikarzem, bażanta wystawia, a po polowaniach jeszcze w zaprzęgu popracuje :-) . Nie da się, po męczącym, 7 godzinnym polowaniu z psami które pracowały w miocie szukać z sukcesami postrzałków. Każdy pies myśliwski ma jakieś predyspozycje i specjalizację. Albo będzie dobrym w swoim fachu, albo będzie słabym psem wszechstronnym. I tu też, aby mnie nikt nie zlinczował, zdarzają się psy dość wszechstronne które zadowolą zwykłego myśliwego. Jednak aby psy które cały dzień pracują jako dzikarze po polowaniu znalazły jeszcze ze 3 postrzałki jelenia, które poszły ponad 1 km - nie ma szans!
Mit 7 Po tym miocie zatrzymaj psy na linii natychmiast.
Oczywiście rozumiem że chcąc brać kolejny miot, który graniczy z poprzednim najlepiej aby psy do niego nie wbiegały, jednak jeśli popędziły za dzikami lub za postrzałkiem niestety wejdą do drugiego miotu. Psy to nie roboty, jeśli idą za postrzałkiem lub dzikami pewnym jest, że popędzą za linię. I tu również słyszałem o przysłowiowych Miśkach, które stawały jak wryte na linii.
Ba, przytrzymywały za ucho dziki na strzał, niestety nie dane było mi ich nigdy zobaczyć w akcji. Zawsze powtarzam, że najlepiej jeśli bierzemy różne ostępy/mioty tak, aby wejście psów do drugiego miotu nie psuło polowania. Dobre planowanie prowadzącego nie będzie wymuszać oczekiwań, że pies zachowa się jak robot bo..... się nie zachowa.
Będąc kiedyś na polowaniu moje dwie suki trzymały postrzałka przelatka kilometr za linią myśliwych, nie obyło się bez komentarza kolegi, który ranił dzika że ,,....co to za psy na które trzeba już 15 min czekać..?”. Ponieważ jestem z natury spokojnym człowiekiem przemilczałem docinkę, mam jednak bardziej krewkiego kolegę który odparował „. ..one naprawiają to coś ty zchrzanił .....a może i dosadniej zakończył zdanie:-) „.Śmiechu było co nie miara w ciągu kolejnych 10-15 minut udało się dojść i pozyskać dzika, a suki otrzymały gromkie brawa.
Mit 8 Psy nie pracują idą, przy Kolegi nodze!
To bardzo ciekawy mit wynika z tego, że często w kole polowały 1,2 psy w miocie i od nich oczekiwało się aby były w miocie wszędzie. Dzisiejsze psy polujące w sforze dzielą się rolami. Są psy czołowe prowadzące polowanie najczęściej 1 lub 2. Są psy które mają za zadanie wypędzić dziki -to najczęściej psy agresywne w stosunku do dzików, nie bojące się przyciąć. Te najczęściej czekają aż psy prowadzące znajdą dziki, wtedy dopiero wkraczają do akcji. Są też psy, które głoszą uchodzące dziki lub takie które z odległości głoszą. Gdyby sfora składała się z 5 psów prowadzących prowadzenie takiego polowania byłoby niezwykle uciążliwe, psy mocne wspierając się wzajemnie goniły by zwierzynę kilometrami. Podział ról powoduje że psy uzupełniają się wzajemnie polowanie jest ciekawsze i efektywniejsze.
Zawsze jak ktoś na polowaniu mówi mi, że moje psy chodzą przy nodze pytam ile mam psów odpowiedź jest 5,6 a ile chodzi obok mnie odpowiedź 1,2 więc konkluduję: Tak ma być!:-)
Często zdarza się tak, że w miocie nie ma dzików. Doświadczone psy widać, że przepracowały miot i wróciły ponieważ przy braku pracy przychodzą do przewodnika wtedy są blisko mnie. Jeśli ktoś wtedy pyta mnie dlaczego nie biegają, szukają odpowiadam, że pies jest mądry, po co ma tracić siły skoro już wie że w miocie nie ma dzików. Dotyczy to naprawdę doświadczonych psów. Zazwyczaj każdy młodzik będzie jednak nabijał kilometry.
Mam nadzieję że przybliżyłem jak wygląda praca psów na polowaniu zbiorowym oraz czego można od nich oczekiwać, a jakie oczekiwania nigdy mimo najlepszych chęci nie mogą zostać spełnione.
Arkadiusz Płotka, DB.
Święty Hubert - Marszałek Dworu Bożego i Niebieski Łowczy - Tomasz Maszczyk
Święty Hubert
– Marszałek Dworu Bożego i Niebieski Łowczy
„Wszechmogący wieczny Boże, który dzięki zasługom świętego i chwalebnego Huberta Wyznawcy, Biskupa i Patrona naszego wielokrotnie odwracać raczyłeś od nas choroby i zarazę, pokornie Cię prosimy, zachowaj tych wszystkich, którzy pomocy jego przyzywają, od napaści diabelskich, nagłej i niespodzianej śmierci, wścieklizny oraz wszelkich utrapień ciała i duszy. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen”. (Rituale Romanum, tradycyjny obrzęd błogosławieństwa myśliwych we wspomnienie św. Huberta)
„Polowanie jest rozrywką chrześcijanina” św. Franciszek Salezy, Filotea – czyli droga do życia pobożnego
Św. Hubert, biskup Liege i Apostoł Ardenów przyszedł na świat w roku 655 w Gaskonii jako najstarszy syn diuka Akwitanii, wywodzącego się od protoplasty dynastii Merowingów Faramunda oraz Afre, rodzonej siostry św. Ody. Młodość spędził na dworze w Neustrii, gdzie wkrótce wyniesiony został do godności hrabiego pałacu. W okresie tym prowadził wedle zachowanych o nim podań życie bardzo światowe, oddając się namiętnie rozrywkom dworskim, nade wszystko zaś polowaniu. Zmuszony w wyniku zaburzeń politycznych do opuszczenia Neustrii przeniósł się na dwór w Austrazji, gdzie wkrótce poślubił córkę Dagoberta, hrabiego Louvain. Z tym właśnie okresem jego życia związane jest podanie dotyczące wydarzenia, z którym kojarzony jest obecnie niemal wyłącznie w świadomości powszechnej. Jak zaświadczają zgodnie jego biografowie, gdy rankiem we Wielki Piątek - naruszając powagę tego świętego dnia - wyruszył do lasu na polowanie, ujrzał pomiędzy rogami ściganego przez siebie wspaniałego białego jelenia Krzyż Zbawiciela, a równocześnie usłyszał głos: „Hubercie, jeśli nie nawrócisz się do Pana i nie będziesz prowadził świętobliwego życia, rychło trafisz do piekła”. Kiedy oszołomiony padł na ziemię i spytał: „Panie, co chcesz abym uczynił?”, usłyszał w odpowiedzi: „Idź i odszukaj Lamberta, on cię pouczy co masz czynić”. Taki był początek nawrócenia i odmiany życia Huberta, który udawszy się do Maastricht, ówczesnej stolicy biskupiej, oddał się pod kierownictwo duchowe św. Lamberta, a po wielu latach został jego następcą. Całe jego życie kapłańskie nacechowane było wielką pokorą i duchem ubóstwa, a niestrudzona praca misyjna wśród pogańskiej ludności Ardenów przynosiła wspaniałe owoce. Uprzedzony wizją o swej rychłej śmierci zmarł ze słowami modlitwy „Ojcze nasz..” na ustach 30 maja 727 roku.
Powracając do epizodu o którym wzmiankują wszystkie zachowane po dziś dzień biografie Huberta, a mającego stanowić przełomowy moment w jego życiu, wspomnieć wypada o pewnym fakcie powszechnie już niemal zapomnianym. Jak pisze w swym znakomitym opracowaniu Elaine Jordan, w ikonografii Wieków Średnich jeleń był jednym z najpopularniejszych symboli Chrystusa – co przypisać należy faktowi, iż pochodzące z tego okresu bestiariusze ukazywały go jako nieprzejednanego wroga węży (tradycyjnego symbolu Złego), które zgodnie w ówczesnym stanem nauk przyrodniczych tropić miał w ich kryjówkach, wywabiać swym oddechem lub wypluwaną do ich jam wodą - a następnie roztratowywać. W kontekście tym woda symbolizowała czystość i mądrość Ewangelii, jak również wodę która wypłynęła z przebitego włócznią boku Chrystusa. Powszechnie wierzono wówczas również, iż chore lub stare jelenie wywabiają węże z ich kryjówek, by je następnie połknąć – a następnie, po wypiciu znacznej ilości wody w celu uśmierzenia działania jadu, odzyskują siły życiowe. Jak pisze w swym Słowniku symboli Hans Biedermann, symbolizowało to zbawienie chrześcijanina, „u którego zmaza grzechu zmywana jest przez kąpiel chrztu”. Jednym z najbardziej znanych przedstawień ikonograficznych odwołujących się do tej symboliki jest Dyptych z Wilton House, gdzie biały jeleń symbolizuje zarówno Ryszarda II (jako element herbowy jego rodu), jak i Zbawiciela, któremu król oddaje kraj pod opiekę.
Powracając jednak do osoby samego św. Huberta – jego doczesne szczątki złożone zostały w kościele pw. św. Piotra w Liege, a 3 listopada 743 r. ciało jego - nietknięte rozkładem pomimo upływu 16 lat - przeniesione zostało do głównego ołtarza. Niespełna wiek później, w roku 825, przeniesiono je po raz kolejny, tym razem do kościoła opactwa w Andagne, które od tej znane mieć było pod nazwą Saint-Hubert. Kult św. Huberta był w średniowiecznej Europie bardzo popularny, stał się on nie tylko szczególnym patronem myśliwych, ale też orędownikiem cierpiących na epilepsję i lunatyków oraz zagrożonych wścieklizną. Po dzień dzisiejszy zachował się lokalnie zwyczaj błogosławieństwa po Mszy sprawowanej ku jego czci 3 listopada tzw. „chleba św. Huberta”, który następnie podawany jest wiernym oraz psom myśliwskim jako skuteczny środek zapobiegawczy przez zarażeniem tą chorobą. Innym sakramentalium zabezpieczającym przed wścieklizną były tzw. klucze św. Huberta (niekiedy przypominające kształtem duże gwoździe lub rogi) – rozpowszechnione na terenie całej Europy aż do początków XX wieku. Przez całe średniowiecze św. Hubert otoczony był wielką czcią jako jeden z Czterech Marszałków Dworu Bożego – obok św. Korneliusza, św. Antoniego Pustelnika oraz św. Kwiryna z Neuss. Trumna ze szczątkami Apostoła Ardenów zaginęła w roku 1568, kiedy mieszcząca je bazylika splądrowana została przez hugenotów (istnieje też hipoteza, iż ukryta została przez pragnących ustrzec ciało Huberta przed profanacją mnichów tamtejszego opactwa). Nadzieje na jej odnalezienie odżyły przy okazji prowadzonych w latach 2009-2011 prac renowacyjnych na terenie klasztoru – okazały się być jednak płonne. Po dziś dzień zachowała się jednak cudowna stuła, wyjęta z grobu świętego bezpośrednio przez przeniesieniu jego szczątków do Andagne – z niewiadomych powodów przeoczona przez niszczących obiekty „katolickiego zabobonu” heretyków. Przez całe stulecia otaczana była ona wielką czcią, a pochodzące z niej nici uważane były za skuteczne remedium na wściekliznę, którego skuteczność uznawał sam ojciec współczesnej mikrobiologii Ludwik Pasteur. Inną jeszcze relikwią wiązaną z osobą pierwszego biskupa Liege jest Róg św. Huberta, zakupiony w roku 1879 przez sir Richarda Wallace’a od hrabiego de Scey, który w roku 1869 odziedziczył kaplicę, gdzie pamiątka ta była przechowywana od XV wieku, kiedy to diuk Burgundii Karol Łysy otrzymał go w darze od ówczesnego biskupa Liege. Obecnie stanowi on eksponat tzw. Wallace Collection, którą oglądać można w Hertford House w Londynie.
Przy bazylice pod jego wezwaniem w Saint-Hubert do dziś działa Bractwo Św. Huberta, którego celem jest – jak czytamy w jego statutach - szerzenie czci świętego, aby uzyskać „za jego wstawiennictwem odwrócenie wszelkich dopustów Bożych (zwłaszcza wścieklizny), wykorzenienie przejawów świętokradztwa oraz nawrócenie grzeszników”. Nowi członkowie przyjmowani są podczas specjalnej ceremonii, w trakcie której otrzymują specjalne błogosławieństwo, zaś ich nazwiska wpisywane są do rejestru znajdującego się w archiwum bazyliki. Do obowiązków ich należy odmawianie modlitw do św. Huberta, noszenie medalika z jego podobizną oraz przystępowanie w jego wspomnienie liturgiczne do spowiedzi i Komunii św., a także odbycie przynajmniej raz w życiu pielgrzymki do St. Hubert. Spełnienie tych warunków zapewnia im szczególną opiekę świętego i udział w zasługach wszystkich członków Bractwa oraz prawo do specjalnych odpustów nadanych im przez Stolicę Apostolską (odpust zupełny w rocznicę wstąpienia do Bractwa oraz we wspomnienie św. Huberta, a także odpusty cząstkowe za różne akty pobożności), po śmierci zaś korzystają z owoców Mszy sprawowanych za nieżyjących już członków w Oktawie Wszystkich Świętych oraz Mszy Requiem odprawianych każdego miesiąca za dusze zmarłych w tym czasie.
Apostoł Ardenów stał się również patronem zakonów rycerskich, z których najbardziej znany jest istniejący do dziś bawarski Zakon Św. Huberta, założony w roku 1444 lub 1445 przez księcia Jülich-Berg Gerharda VII dla upamiętnieni zwycięstwa rodu Egmond w bitwie pod Linnich – stoczonej właśnie w liturgiczne wspomnienie świętego - 3 listopada 1444 roku. Na terenie Francji był natomiast św. Hubert patronem istniejącego od wieku XV do rewolucji z roku 1830 Zakonu Wierności, założonego przez władców księstwa Bar (dzisiejsza Lotaryngia).
Z początkami organizowania 3 listopada uroczystych łowów ku czci św. Huberta wiąże się pewna legenda. Jak wspominają zapiski kronikarzy, w pewien zimowy dzień na wiele lat po jego śmierci dwóch szlachetnie urodzonych myśliwych udało się na polowanie w lasach ardeńskich nieopodal Andange, jednak ku swemu wielkiemu zaskoczeniu nie napotkali na żaden ślad zwierzyny. Zdumieni i skonsternowani tym faktem bliscy już byli myśli o powrocie, kiedy uświadomili sobie nagle iż znajdują się na ulubionych terenach łowieckich św. Huberta. Pokrzepieni tym wspomnieniem uczynili ślub, że ofiarują świętemu pierwszą upolowaną tego dnia zwierzynę – a skoro tylko to uczynili, psy ich natychmiast znalazły trop wielkiego niedźwiedzia, który uciekając doprowadził pogoń pod bramę opactwa św. Huberta, gdzie przystanął, jak gdyby dobrowolnie oddawał się w ręce myśliwych. Kiedy uradowani perspektywą łatwej zdobyczy szlachetni panowie - niepomni na swe niedawne ślubowanie - kazali naganiaczom go osaczyć, zwierz powstał nagle na tylne łapy – jak gdyby poczuł się urażony tą zniewagą wyrządzoną świętemu – rzucił się na psy i przebiegając obok struchlałych ze strachu ludzi znikł w leśnej głuszy.
Jako ciekawostkę odnotować warto, że w niektórych rejonach Francji oraz Schwarzwaldu popularne są podania przypominające do złudzenia stary indoeuropejski mit o Wilde Jagd (pol. Dziki Łow, Dziki Gon), znany tam jako opowieść o Sforze św. Huberta, w którym miejsce orszaku duchów zajmują czterej odziani w czarne zbroje rycerze z opuszczonymi na oczy przyłbicami, dosiadający wedle przekazu nie mających na sobie wędzideł ani uzd rumaków należących niegdyś do świętego.
Odprawiane po dziś dzień we wspomnienie liturgiczne św. Huberta uroczyste Msze wywodzą się najprawdopodobniej ze zwyczaju ofiarowania ku jego czci Mszy wotywnych przed polowaniami. O jego istnieniu świadczą liczne zapiski kronikarskie sięgające Wieków Średnich, kiedy to kult świętego rozprzestrzenił się z dzisiejszej Belgii na całą Europę, w tym również na Polskę, gdzie wyparł stopniowo kult czczonego tradycyjnie jako patrona myśliwych św. Eustachego. Najprawdopodobniej u schyłku wieku XVIII pojawił się zwyczaj stopniowego zastępowania podczas Mszy ku czci św. Huberta muzyki organowej przez kompozycje na metalowy róg myśliwski. Jako pierwszy, który zebrał je w jedną całość wymieniany jest tradycyjnie Hubert Obry, którego zbiór opublikowany został następnie w roku 1851 w podręczniku gry na rogu myśliwskim Tiberga. Najpopularniejsza obecnie Grand Messe de de Saint Hubert Julesa Cantina łączy w sobie utwory wcześniejszych kompozytorów francuskich, z którymi połączone zostały fanfary (w tym słynna Fanfara ku czci św. Huberta autorstwa Marca-Antoina Dampierre’a) oraz inne drobniejsze kompozycje występujące w podręcznikach i zbiorach Normanda (1784), Estival (1840), Telliera (1860), Somburna (1880) i de la Porte (1896). Postaci św. Huberta poświęcone zostały również liczne kompozycje świeckie, z których najbardziej znana jest La Chasse de St. Hubert Henri Büssera. Nie sposób nie wspomnieć również o tradycyjnej pieśni skautów francuskich do słów ks. Paula Doncoeura SJ, której ostatnia zwrotka kończy się piękną modlitwą:
„O święty Hubercie, patronie myśliwych (…)
Spraw prosimy, aby gdy łowy naszego doczesnego życia dobiegną kresu,
Pan zaś wywoła nas głosem swego rogu,
Melodia jego nie zwiastowała nam śmierci,
Ale oznajmiała świt nowego dnia.
Zmierzając ku dniu, gdy chwałę Twą głosić będziemy w Niebieskiej Ojczyźnie,
Oczekujemy na głos naszego ostatniego hallali,
Po którym fanfary nasze rozebrzmieć będą mogły i w raju,
Ku większej czci Twojego imienia”.
Ze smutkiem zauważyć jednak trzeba, iż współcześnie – częściowo wskutek powszechnej sekularyzacji, po części zaś również jako konsekwencja kapitulacji Kościoła przed dyktatem politycznej poprawności – powszechny niegdyś w Europie kult św. Huberta stopniowo zanika, a sprawowane tradycyjnie 3 listopada Msze ku jego czci zastępowane są nierzadko (zwłaszcza na Zachodzie) ekumenicznymi lub wręcz świeckimi imprezami. Co więcej, nieustanne deprecjonowanie i piętnowanie polowań przez rzekomych „obrońców środowiska naturalnego” doprowadziło do pojawienia się „zmodyfikowanych” i trącących naturalizmem oraz panteizmem modlitw do św. Huberta, z których odnieść można wrażenie, iż obecnie jest on opiekunem nie myśliwych, a raczej zwierzyny łownej. W kontekście tym warto przypomnieć tu fragment książki Walleranda de Saint Just Chants de France et de Chrétienté:
„Jak pisze św. Franciszek Salezy w swej Filotei – Drodze do życia pobożnego: «Polowanie jest rozrywką chrześcijanina». W istocie powiedzieć można, iż sam Chrystus Pan praktykował je na sposób duchowy – stąd całkiem słusznie przysługuje Mu tytuł Myśliwego. W Psalmie XVIII Dawid nazywa Syna Bożego właśnie Myśliwym. (…) Polowanie zaprawia człowieka do przezwyciężania wad będących skutkiem bezczynności, przez co myśliwi mili są Bogu. Poza tym przypomina ono do pewnego stopnia wojnę - przygotowuje nas na moment, w którym okrzyk hallali zastąpić wypadnie zawołaniem Montjoi Saint-Denis! (okrzyk bojowy królów Francji – przyp. aut.)”.
Autor artykułu: Tomasz MASZCZYK
Jeszcze Polska nie zginęła- wieś szansą dla Polski - Piotr Jelonkiewicz
Przemyślenia i wnioski dotyczące naszego udziału w konferencji: Jeszcze Polska nie zginęła - wieś szansą dla Polski
Jako uczestnik konferencji, nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że całokształt wiedzy przekazanej w poszczególnych wykładach składał się na kompletną i harmonijną wizję rzeczywistości. Jeszcze przed naszym odczytem, obawiałem się, że temat przez nas przedstawiony, nie będzie „pasował” do reszty wykładów. Teraz jestem pewny, że nasza obecność w Toruniu, razem z psami, była dobrym posunięciem, polegającym na umiejscowieniu SMGP w szerszym kontekście, swoistym wyjściem na zewnątrz. Z pozoru błaha sprawa - polskie psy myśliwskie, czy np. rodzinne gospodarstwa owczarskie w tym właśnie szerszym kontekście stają się nieodzownym elementem większej całości.
Schemat konferencji był ułożony w sposób przemyślany i logiczny. Poszczególne prelekcje i dwa panele dyskusyjne poprzedziła Msza św. Oficjalne otwarcie przypadło gospodarzowi. Ojciec dr Tadeusz Rydzyk mówił, że wszyscy stojący po dobrej stronie powinni być jak „dęby”. Powiedział również, że lęk nie pochodzi od Boga. To w dzisiejszym czasie ważne słowa, bo wielu ludzi kapituluje i zaprzestaje walki o prawdę, a ci którzy chcieliby coś zmienić paraliżowani są często przez irracjonalne lęki.
Prof. dr hab. Jan Szyszko mówił o właściwie pojętej ekologii, zrównoważonym rozwoju i o potencjale jaki wciąż tkwi w naszym kraju. Mamy 38 mln mieszkańców, nasze terytorium w 30% pokryte jest lasami, dzięki właściwej gospodarce leśnej i łowieckiej udało nam się zachować 100% gatunków. Posiadamy małe rodzinne gospodarstwa rolne, a nasza ziemia nie jest wyjałowiona i skażona, przez liberalną gospodarkę nastawioną tylko na zysk. Nasza sytuacja jeśli chodzi o kwestie ekologii jest o wiele lepsza niż innych państw Europy, dlatego nie powinniśmy mieć żadnych kompleksów. Nasze rozwiązania są o wiele lepsze i to my powinniśmy być wzorem do naśladowania dla innych.
Ks. Prof. dr hab. Tadeusz Guz w swoim wystąpieniu odwołał się do słów św. Tomasza z Akwinu. Mówił, że człowiek musi być podporządkowany Bogu, z czego wynika, że państwo nie jest właścicielem człowieka, a jest nim Bóg - czyli prawo natury - prawa naturalne, a nie stanowione.
Bardzo ciekawy wykład zaprezentował inż. Szczepan Wójcik - przedstawiciel branży futrzarskiej. Była w nim mowa o samowystarczalności tego przemysłu, o systemie naczyń połączonych jaki wytworzył - fermy np. kurze generują odpady, które przerabiane są przez inne firmy (polski kapitał) na paszę wykorzystywaną przez zwierzęta futerkowe. Okazuje się, że tradycje futrzarskie w Polsce sięgają stu lat, a eksport wynosi 8-10 mln skór. Szacuje się, że ok. 50000 ludzi znajduje zatrudnienie i jest to prężnie działająca, często patriotycznie nastawiona grupa osób - w każdym razie na pewno bardziej patriotyczna niż politycy, którzy chcieliby ten przemysł rozmontować i zniszczyć, w imię konformizmu, nazywanego przez nich samych pragmatyzmem politycznym. Myślę, że właśnie tego rodzaju pragmatyzm spowodował, że nie mamy w Polsce możliwości szkolenia psów na zagrodach.
Z pozostałych wykładów można było dowiedzieć się wiele innych ciekawych rzeczy np. to, że polski rolnik zachowuje tylko 15% zysku z tego co wytwarza, zresztą podobnie jest z ceną dziczyzny. Była mowa o zdrowej żywności (znów dziczyzna), o potrzebie budowania internetowej platformy stanowiącej przeciwwagę dla wielkoobszarowych sklepów - będących własnością cudzoziemców. Poruszano naprawdę dużo ciekawych kwestii, o których można by pisać dłużej i więcej. Najistotniejszą rzeczą z naszego punktu widzenia był odczyt przygotowany przez naszego Prezesa Mariusza. Czas dla SMGP, był zarezerwowany na końcu konferencji. Mieliśmy zgodę na prezentację psów (podziękowania dla Sylwii). Po raz kolejny okazało się, jaka siła medialna tkwi w tego typu pokazach, czy prezentacjach na żywo - psy i to, że zajmujemy się nimi to nasz bardzo duży atut. Cała sala pomimo zmęczenia nagle się ożywiła, robiono mnóstwo zdjęć. Sam wykład Mariusza był odebrany bardzo pozytywnie, ludzie słuchali historii o psach z zainteresowaniem. Po zakończeniu całości, odbyliśmy wiele obiecujących rozmów z różnymi ludźmi. Po raz kolejny okazuje się, że panuje bardzo niska świadomość dot. kynologii łowieckiej i problemów z jakimi jako środowisko się borykamy. Ludzie zazwyczaj nie mają złych intencji, nie posiadają po prostu wiedzy, albo są zmanipulowani przez przekaz ekoterrorystów. Wiele osób dziwiło się, że warsztaty dzikarzy dla ogarów polskich zmuszeni byliśmy przeprowadzić na Słowacji. W każdej rozmowie podkreślaliśmy wagę naszych psów jako niematerialnego dziedzictwa narodowego i staraliśmy się przekazać jak najwięcej informacji.
Mam poczucie, że z perspektywy SMGP to był wartościowo wykorzystany czas, czas poświęcony na promocję naszych polskich ras psów. Uważam, że powinniśmy docierać do różnych środowisk, przede wszystkim opiniotwórczych, kulturalnych i politycznych. Powinniśmy poszerzać front i uczyć się współpracować. Powinniśmy starać się docierać wszędzie tam, gdzie nas zaproszą, niezależnie od poglądów czy opcji politycznych. Tylko w taki sposób możemy zrobić coś pożytecznego nie dla nas samych, ale dla celu, który jest nam bliski. Budując przychylność na zewnątrz, zbieramy kapitał dla przyszłych projektów np. kwestii wpisania polowania z gończymi polskimi na listę UNESCO i innymi, które mamy w planach.
Piotr Jelonkiewicz